środa, 19 listopada 2014

Nie ma co się oszukiwać.

Cóż, tak myślę, nie mam się czym oszukiwać. Projekt Erkekler asklari czyli męskie romanse jest jedną wielką klapą. Nie potrzebnie nawet zakładałem bloga. Cóż, mówi się trudno. Wszystkie opowiadania znajdziecie TU jak i moje inne pracę. Przepraszam za fatygę na tej stronie ^^

wtorek, 4 listopada 2014

Książka.

Kochane miśki, muszę zrobić przerwę, muszę się sprzedać i napisać książkę. Raz na jakiś czas będę coś jeszcze tutaj wrzucał.

sobota, 1 listopada 2014

Mapa Erkekler Asklari~

Hejo, stwierdziłem że WSZYSTKIE romanse będą działy się w świecie Erkekler Aklari, czyli męskich romansów. I naprawdę, nazwa męskie romanse pochodzą stąd że to pisze je facet, a nie są o homoseksualiźmie~ (przynajmniej na razie~)




Rabuś

Dzwony w wielkiej katedrze znajdującej się  w mieście królewskim Akmar, świadczył o dobrze znanej wszystkim porze, kiedy to mieszkańcy tego zacnego miasta, musieli iść złożyć pokłon nowemu dziedzicowi rodu Akmar. Wszyscy ruszyli w kierunku wysokiego na ponad sto pięćdziesiąt metrów budynku. Wszyscy poza złodziejem, łasym na kosztowności szlachty i rodziny królewskiej. Młody, blondyn stał tuż przed dworem rodziny Akmar, jednym z wielu na tych ziemiach, a zarazem wielkością niedużym. Na swój wiek, potrafił się wspinać niczym kot, i być niezauważalnym dla oczu strażników. Miał szesnaście lat, a czternaście spędził na treningu. Zawsze kradł, nie umiał niczego innego. A jednak, umiał. Potrafił jeszcze pozbawiać ludzi życia, i to na różne sposoby. Trucizny, sztylety, walki, to wszystko było mu bardzo dobrze znane. Zabił może już ze sto, sto pięćdziesiąt osób. Nie wiedział, już dawno przestał liczyć. Ubrany w zielony płaszcz, wdrapał się na dach przy dworze. Delikatnie odsłonił sztylet na swoich plecach, by wazie niebezpieczeństwa szybko go wyciągnąć. Pierwsze kilka kroków, po śliskich dachach są zawsze najgorsze. Ale gdy się człowiek już przyzwyczai, nie ma dla niego przeszkód. Krystal, wziął rozbieg i skacząc z końca dachu, złapał się w ostatniej chwili, wyciągniętej belki dworu i wspiął się po niej. Rozejrzał się i było tak jak myślał, strażnicy też poszli oglądać nowego króla, a raczej kolejnego księcia. Mężczyźni tutaj, na północy są zawsze potrzebni, kraina wiecznej zimy ma swoje niebezpieczeństwa, które lubią zapuszczać się na zielone pastwiska farmerów, budząc niepokój w miastach. Więc albo książę zostanie rozszarpany przez lodowe zwierze, albo przez zbuntowanych chłopów. Krystal uśmiechnął się pod nosem i zrobił kolejne kroki po belce, za jej pomocą podszedł do balkonu, na który bezgłośnie zeskoczył. Rozejrzał się znowu i wszedł przez otwarte, szklane drzwi pomieszczenia.
- Kim jesteś...? - usłyszał cichy, dziewczęcy głos, który dobiegał za jego pleców.
Jak to możliwe, że kogoś nie zauważyłem... - pomyślał i odwrócił się, sięgając po sztylet. Chwycił mocno rękojeść. Nie spodziewał się zobaczyć... - Księżniczka Kaira? - zapytał patrząc na czarnowłosą dziewczynę, wyglądającą przez okno.
- Tak, ale kim ty jesteś? Przyszedłeś odebrać mi życie?
- Nie... nie! Skądże, jakbym śmiał... - wpadł w zakłopotanie. Uroda tej dziewczyny była nieziemska, ale nigdy nie pokazywała się publicznie. Może ze względu na wygląd postanowili jej dziś nie wysyłać na ukazanie ósmego księcia. - Jestem Krystal, pani. Przyszedłem obrabować ten dwór, ale nie spodziewałem się tu nikogo zastać.
- Obrabować, cóż... może jednak zmienisz zdanie? - uśmiechnęła się do niego, a chłopak puścił rękojeść i wyprostował się.
- Bardzo przykro mi to mówić, ale ja też muszę za coś żyć. - odwzajemnił uśmiech.
- To co pan powie, o herbacie?
- To byłby zaszczyt, jeżeli tylko pani będzie mi na niej towarzyszyć.
- Cóż za tupet, zgoda. Proszę za mną. - dziewczyna uśmiechnęła się ponownie i ruszyła, otwierając drzwi swojego pokoju, rabuś poszedł za nią. Korytarz był ozdobiony różnymi malunkami, portretami, na podłodze leżał długi, czerwony dywan z przeróżnymi wzorami. W powietrzu unosił się zapach cynamonu i jabłek. Przez biedniejsze dzielnice chodziły plotki że Akmarowie pieką najwspanialsze ciasta, i to dzięki temu stali się taką potęgą. Krystal nie zdziwiłby się gdyby nawet robili ciasta dla pozostałych dwóch wielkich rodzin. Kritzów z wschodu i Karatów z południa. W końcu dotarli do równie zdobionego pomieszczenia, gdzie na środku znajdował się wielki dębowy stół wraz z równie solidnie zrobionymi stołkami. Usiedli przy nim, na przeciwko, a dziewczyna skinęła ręką mówiąc.
- Margaret, przynieś proszę herbatę mi i mojemu gościowi... wraz z poczęstunkiem. - dodała po chwili i wróciła wzrokiem na rabusia. - Więc jest pan mieszkańcem tego miasta?
- Tak, mieszkam tu od urodzenia, znaczy od szesnastu lat. I proszę nie mówić mi pan, naprawdę źle się z tym czuje, pani. - odpowiedział trochę zarumieniony.
- Więc Krystal... wiedziałeś że nie rozmawiasz ze starszą osobą? - uśmiechnęła się, wręcz lekko się zaśmiała. - Też mam szesnaście lat. Więc nie będziemy sobie tutaj panować, też mi mów po imieniu.
- Ale nie godzi się pani, by zniżać się do mojego poziomu.
- No to się nie zniżę, a twój poziom podciągnę. - znów się uśmiechnęła a chłopak zareagował tak samo.
- Dobrze... Kairo. - dziewczyna zarumieniła się, ale szybko odzyskała panowanie nad sobą gdy tylko do sali weszła służka z wózkiem. Nie zareagowała przyjaźnie na widok gościa. Wręcz nachyliła się nad księżniczką i wyszeptała coś. Chłopak z tego usłyszał tylko "jest niebezpieczny, wezwijmy straż.", ale czarnowłosa dama skarciła służkę spojrzeniem, po czym odesłała ją. - Chyba nie jestem tu mile widziany. Nie zrobię ci problemów?
- Przepraszam za to, nie przejmuj się problemami. - wzieła delikatny łyk herbaty. - Będziesz musiał tylko zniknąć jak pojawi się ojciec.
- Tak, rozumiem. - Chłopak otworzył szeroko oczy na widok przekąski, która okazała się szarlotką. - Czy to ta sławna szarlotka?
- Chyba tak, zależy o czym mówimy.
- Po świecie krążą plotki o ciastach Akmarów. Ponoć to ambrozja wśród ciast.
- Oj nie przesadzajmy, są po prostu dobre. - zaśmiała się pod nosem. Po czym zacieli kosztować ciasta. Ta niesamowita kwintesencja smaku, jaka pojawiła się ustach chłopaka sprawiła u niego zachwyt. Nigdy czegoś takiego nie jadł. Popijając to herbatą, która jeszcze delikatnie gładziła jego kubki smakowe, wprawiając go w niesamowitą przyjemność.
- To jest pyszne! - powiedział, biorąc kolejny kawałek ciasta, a dziewczyna uśmiechnęła się z tego powodu.
- Naprawdę się cieszę że ci smakuje.
- Dlaczego jesteś dla mnie taka miła. Przyszedłem tutaj z zamiarem obrabowania was, a ty mnie jeszcze częstujesz ciastem. Dlaczego?
- Wiesz, nie mam wielu gości ze względu na mój wygląd, a ty naprawdę wydałeś się mi sympatyczny. - Krystal zarumienił się. - Nie widziała bym nic przeciwko, gdybyś odwiedzał mnie częściej. - dopiero teraz chłopak uświadomił sobie, że nie może tu długo siedzieć, zaraz skończy się ceremonia, a rodzina królewska wróci na dwór.
- Może będę wpadał, co noc?
- Noc?
- W dzień mogą mnie zauważyć, w nocy czuje się bezpiecznie.
Dziewczyna zachichotała i wstała od stołu.
- Dobrze, wracajmy do mego pokoju, bo ta sala jest pierwszą jaką odwiedza mój ojciec po każdym powrocie.
- Oczywiście. - chłopak poszedł za nią, i usiedli w jej pokoju, ozdobionego srebrnymi kwiatami na ścianach. Chciał tam spędzić jak najwięcej czasu, ale usłyszał dźwięki kroków w dworze. Zerwał się na równe nogi i spojrzał na księżniczkę. - Niestety mój czas dziś się kończy.
- To przykre, ale tak być musi. Proszę... - dziewczyna podała mu chustkę. - Faworek do damy.
- To... naprawdę dla mnie? - zapytał zaskoczony.
- Oczywiście Krystal. - uśmiechnęła się.
- Zawsze chciałem dostać faworek od damy serca, będę go miał zawszę przy sobie. - złapał rękę księżniczki i pocałował ją, po czym odebrał chustkę i wyskoczył przez balkon do domu naprzeciwko. Na pewno każde z nich będzie czekało na zmierzch.

sobota, 25 października 2014

Królewskie dzieci. Oneshot


Witam, to jest mój pierwszy Oneshot na tym blogu, napisany specjalnie po to by go tu umieścić. Mam nadzieje że się spodoba. Wasz chory pisarz ;)


Delikatne stuknięcia w drzwi obudziło blond włosom księżniczkę, która ubrana w białą, falbankową sukienkę wstała z ogromnego łoża o niebieskiej pościeli. Przeciągnęła się i położyła swoje niezwykle delikatne, blade stopy na drewnianej posadce jej pokoju. Ruszyła w kierunku drzwi by otworzyć z lekkim oporem je otworzyć.
- Dzień dobry wasza wysokość. - dziewczyna ujrzała pochylonego chłopca w jej wieku, którego znała już od bardzo dawna. Blondyn zdawał się zadowolony z tego, choć tak naprawdę jeszcze nie spojrzał na księżniczkę. Niebieskooka córka króla rzuciła się na szyje swojego gościa, powalając go na ziemie, uśmiechając się jak nigdy dotąd.
- Lucius! Wróciłeś! - wołała do niego, wtulając się w powalonego przez nią chłopca, który jednocześnie podpierał się i przytulał swoją siostrę.
- Tak. Wróciłem. Ojciec pozwolił mi tu zamieszkać. - Lucius i Gracia byli bliźniakami dwujajowymi, ale strasznie podobnych do siebie. Lecz niestety ich rodzina miała inne plany. Potrzebowali córkę, a nie syna, którego oddali do akademii wojskowej gdzie spędził ostatnie siedem lat. Teraz, gdy mają siedemnaście lat, znów się spotykają. Dla nich obojga było to coś, o czym śnili, co w końcu się ziściło.
- Gdzie byłeś? Co robiłeś? Co u ciebie? Boże mam tyle pytań!
- Spokojnie wasza wysokość, mamy dużo czasu.
- Tylko nie wasza wysokość, nienawidzę tego... - naburmuszyła się, siedząc na swoim bracie.
- Niech będzie Gracio.
- Tak lepiej braciszku.
Rodzeństwo już podniosło się z ziemi, kiedy to księżniczka zobaczyła naprawdę piękny, aksamitny, złoty kontusz, który miał skupiać uwagę na ubraniu, a nie chłopcu. Gracia chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą do jadalni, gdzie czekało już na nich śniadanie. Wielka jasno-zielona sala, na której znajdował się olbrzymi drewniany stół, który był zastawiany świeżo wypiekanymi bułkami i chlebem, serem, różnymi mięsami i owocami. Każdy kto widział to co tam było, skusiłby się chociaż na jeden kęs tego co tam było. Rodzeństwo usiadło obok siebie, na pięknie zdobionych, dębowych stołkach, na których znajdowały się błękitne poduszki.
- Co cię sprowadza tutaj? - zapytała zaciekawiona księżniczka, biorąc do rąk jeszcze ciepłą bułkę.
- Mówiłem ci, ojciec w końcu pozwolił mi zamieszkać z tobą, jako że jesteśmy rodzeństwem. Dlatego też zostałem przydzielony jako twój służący.
Dziewczyna aż puściła bułkę, która stuknęła o talerz, tylko po to, by ta mogła się roześmiać jak nigdy i wprawiając w zakłopotanie swojego brata.
- Nie będziesz moim służącym... - na chwile na jego twarzy pojawił się smutek. - jesteś przecież moim bratem, nie mogłabym cię wykorzystywać.
Lucius również się roześmiał, był naprawdę szczęśliwy z tego, że może od nowa budować relacje ze swoją siostrą... swoją niesamowicie piękną siostrą. Jej włosy lśniły w blasku słońca i innych źródeł światła. Jej blada cera komponowała się z jej zawsze czystymi i białymi sukniami. Jej niewinny uśmiech pobudzał serce chłopca, ale on wcześniej nie czuł takiego uczucia...
Minął cały dzień spędzony na rozmowach między królewskimi dziećmi. W ogrodzie wypełnionym fioletowymi kwiatami pokazywał jej swoją szable, którą dostał po siedmiu latach nauki w akademii. Teraz siedzieli w jej sypialni, na łóżku. Lucius układał siostrę do snu, w czerwonej pościeli, głaszcząc ją delikatnie po głowie.
- Czy to coś złego? - zapytała dziewczyna.
- Ale co? - odpowiedział pytaniem chłopak.
- To że jesteśmy rodzeństwem...
- Co masz na myśli?
- ... to że gdyby nie ja, zostałbyś księciem, a nie...
- Ciii... - przerwał jej kładąc palec na jej ustach. - Cieszę się że cie mam, i dlatego mogłem spokojnie przeżyć w tej akademii wojskowej. A teraz śpij. - Lucius wstał i skierował się w kierunku drzwi, kiedy to to księżniczka złapała go za żółtą koszule, którą miał właśnie na sobie, powodując tym jego zatrzymanie się.
- Mógłbyś nie wychodzić?
- Ale dlaczego?
- Boje się potworów...
- To naprawdę kiepskie kłamstwo. - uśmiechnął się do niej.
- Ale...
- Nie musisz nic mówić. - wrócił się na łóżko i znów usiadł na nim, ale tym razem jego siostra nie położyła się, ale usiadła obok.
- Byłeś mi bliską osobą... - zaczęła. - ... ale przez te siedem lat zmieniłeś się... i ja też. - powiedziała smutnym, wręcz płaczliwym tonem.
- To nie jest ważne. Liczy się tylko to, że teraz jesteśmy razem. - blondyn położył dziewczynę na czworaka znajdował się tuż nad nią. Splótł dłoń z siostrą, a drugą delikatnie położył na policzku księżniczki. - Widzisz, taki jestem ja, a ty jesteś niewinnym owocem kwiatu, którego zawsze chciałem skosztować. - zbliżył twarz bliżej. - Chciałem ci to powiedzieć już od dawna, ale nie mogłem. Nie wolno mi było cię spotykać, a nawet zbliżać. A teraz? Dotykam twojego policzka, tylko dla własnej zachcianki. Przeszkadza ci to?
- Mi? Nie bardzo, jeśli jesteś to ty. - odpowiedziała trochę zarumieniona.
- A gdybym posunął się dalej?
- Do pewnego momentu nie stawiała bym oporu.
- Rozumiem. - powiedział i pocałował swoją siostrę. Przez chwile niby nic nie zapowiadało że stanie się coś więcej, ale blondynka otworzyła szerzej usta, a Lucius tylko czekał na te okazje i wsunął tam swój język. Całowali się nie jak rodzeństwo, ale kochankowie. Dla nich to było coś magicznego, coś niezwykłego, coś co chcieli co chwile powtarzać. Całowali się tylko po to, by wtulić się w siebie, przykrytym czerwonym materiałem i zasnąć. Tak by dzieci króla były szczęśliwe, nie trzeba już było nic więcej robić.